
Zaskakujące wątki w Nad Niemnem
Za nami kolejne Narodowe Czytanie w złotoryjskim Rynku. Tym razem przez ponad trzy godziny kilkudziesięciu złotoryjan w szerokim przedziale wiekowym i różnej profesji recytowało fragmenty powieści Elizy Orzeszkowej – z domu Pawłowskiej (zbieżność nazwisk raczej przypadkowa) – „Nad Niemnem”.
Fabuła znana, przynajmniej powinna takową być, więc o niej sza. Natomiast moją uwagę zwróciły dwa wątki i żałować tylko wypada, że autorka nie poświęciła im więcej uwagi w swojej epokowej powieści.
Pierwszy dotyczył zmian klimatycznych. Tak, tak. Już pod koniec XIX wieku autorka zauważyła, że coś niepokojącego dzieje się w przyrodzie:
„Wszystko tu było nie tak, jak teraz, ale okropniej i dziczej. Po puszczy chodziły stada żubrów, turów, niedźwiedziów, dzików i wilków, w gałęziach czaiły się drapieżne jastrzębie i krogulce, szerokimi skrzydłami łopotały krzywodzióbe orły. Nocami wyły puszczyki i po drzewach wieszały się rysie, w ciemności oczami jak latarniami świecące. Czasem kruki i kawki czarną chmurą zakrywały niebo, a dzikie konie napełniały zacisznoście leśne grzmotem swoich kopyt i przeraźliwym wiżdżeniem.”
To jeszcze jakby nic takiego. A i owszem ludzie powoli czyniąc sobie ziemię poddaną wybijali na potęgę zwierzynę, nie powodowało to jednak zmian klimatycznych. Ale jak wytłumaczyć następny fragment?
„Nad rzeką i na wszelakich mokrych miejscach lęgło się wielkie mnóstwo obrzydłych żab, tarakanów, wężów i jaszczurek.
I rzeka ta nie była taka jak teraz. Głębinę i prędkość miała ogromniejsze. Wody były wtedy nadmiar silne i gniewliwe. Rozlewały się daleko i o ziemię biły, koryta w niej sobie prując, czego do dzisiejszego dnia te parowy pamiątką ostały. A po zimie, wiosenną porą, kry szły ogromne
by stada koni dęba stających albo szklanne góry przez słonko, co się w nich przeglądało, tęczami nalane.”
Wypisz, wymaluj to jakby o dzisiejszej Odrze, albo Wiśle można w ten sposób napisać, a za stan taki zmiany klimatyczne odpowiedzialnym uczynić.
Drugi wątek dotyczył krytyki konsumpcjonizmu, gdy z ust Witolda Korczyńskiego pod adresem kuzynek takie oto słowa padają:
„One same, mój ojcze, są całe jednym grzechem przeciw zdrowemu rozsądkowi i postępowi kobiet popełnionym… — z wybuchającym na nowo zapałem zaczął Witold.
— To są, mój ojcze, konsumentki, które z pewnością nic nigdy dla cywilizacji nie wyprodukują.”
Szkoda wielka, że Eliza Orzeszkowa tych wątków nie pogłębiła.
PS
Oczywiście powyższe w kategoriach niezbyt wyszukanego żartu traktować należy.
Average Rating