Inwestor w teczce

Przeczytasz w:3 min., 45 s.

Przy okazji informacji na temat pozyskania przez nasze Miasto kolejnego – piątego już inwestora, przez fora internetowe przetacza się dyskusja dotycząca udziału w tym procesie Urzędu Miejskiego.

Rozumiem, że dla moich przeciwników jest to nader niewygodna sprawa. W 2014 r. w strefie przemysłowej na południu miasta funkcjonowały zaledwie cztery firmy: Faist -ChemTec, PGP Bazalt, Adeo Screen i Sieper. Z tego jedna – Sieper działała w Złotoryi od początku lat dziewięćdziesiątych i przeniosła się na strefę z ul. Legnickiej.

Efekt w postaci pozyskiwania inwestorów był zatem mizerny. Zważywszy na to, że mój poprzednik zasiadał w Radzie Nadzorczej LSSE. Nie wiem, z jakich powodów nie korzystał z tego dla dobra naszego Miasta. Tymczasem do innych podstref przychodzili inwestorzy.

Dla mnie takim ewidentnym przykładem nieudolności w pozyskiwaniu inwestorów jest zestawienie naszej złotoryjskiej podstrefy z podstrefą w Żarowie. Podczas, gdy u nas był zastój, tam powstawała firma za firmą. W czym Żarów był lepszy od Złotoryi?

Jeżeli Żarów jest zbyt odległy, to proszę zobaczyć, jak wyprzedził nas pod tym względem Bolesławiec. Taka mała statystyka. W 2017 roku w Złotoryi na 1000 mieszkańców przypadało 235 miejsc pracy w zakładach zatrudniających ponad 9 osób, w Bolesławcu – 329, a w Żarowie 567. Żeby dogonić Bolesławiec musielibyśmy stworzyć jeszcze 1400 miejsc pracy. Pełne zestawienie jest tutaj.

W ciągu niespełna czterech lat w strefie przemysłowej na południu miasta rozpoczęły działalność trzy firmy, które podwoiły z nawiązką liczbę dotychczasowych pracowników w na tym obszarze. Są to Schneider, Bisek i Borgers.

Dwie kolejne firmy zakupiły tereny inwestycyjne i powinny wkrótce rozpocząć budowę zakładów. Mało tego, miasto uzyskało dofinansowanie do budowy hali modułowej, w której na blisko dwóch i pół tysiąca metrów będą mogły funkcjonować małe i średnie przedsiębiorstwa.

Można to dyskredytować i wmawiać ludziom różne rzeczy, a nawet udowadniać, że budowa zakładów pracy w Złotoryi nie ma sensu, bo miasto powinno ubiegać się o tytuł skansenu historycznego z naturalną biedą, feudalnymi systemem hierarchii  i dżumą na dokładkę.

Od samego początku umniejsza się rolę w pozyskiwaniu inwestorów przez pracowników Urzędu Miejskiego. Przy Schneiderze mówiono – przyszedł na gotowe, trafił przez przypadek. Przy Biseku – przywieźli go w teczce. Przy Borgersie – to będzie obóz pracy. Euromil i Thermofin? Przecież te firmy już działały tutaj. Hala modułowa – niepotrzebna, kto wynajmie?

Każda z tych firm okupiona jest wieloma godzinami pracy, przygotowań, analiz, rozmów, przekonywania. Często było pod górkę.Podczas negocjacji z Borgersem jedna z “dobrze zorientowanych” osób ze Złotoryi próbowała przekonać pracowników Urzędu, że sprawa jest już dawno rozstrzygnięta i inwestycja nie powstanie w Złotoryi, tylko w Zielonej Górze – ot taka mała dywersja, gdy potrzeba było wykrzesać z siebie jeszcze więcej energii, by wygrać tę rywalizację. Rywalizację z miastem wielokroć większym, a przede wszystkim z miastem, które miało przygotowane tereny inwestycyjne w taki sposób, że gdy je zobaczyłem, załamałem się, bo to tak jakby przyrównać poloneza do najnowszego mercedesa.

Gdy firma już zdecydowała się na inwestycję w naszym Mieście, ministerstwo zablokowało sprzedaż ziemi. I znowu – nerwy, dziesiątki rozmów, wyjazdów, proszenie o pomoc, bicie głową w mur, aż znaleźliśmy dojście i w ostatnim momencie inwestor mógł nabyć ziemię. Dzisiaj możemy podziwiać największą halę produkcyjną w naszym Mieście, przy której wznoszeniu pracowały również złotoryjskie firmy.

Przy Euromilu i Thermofinie Strefa zablokowała zakup przez te firmy ziemi. Były jeszcze inne kłody rzucane pod nogi. Przy nich słowa pana Starosty, który kiedyś rzekł, iż dziękuje swoim pracownikom za to, że nie stawiali sztucznych barier przy budowie Borgersa – to już tylko niewinna igraszka.

Jestem ciekaw, która z tych osób, które wypowiadają się krytycznie i umniejszają rolę Urzędu Miejskiego w sprowadzaniu firm – uczestniczyło w takich rozmowach z potencjalnym inwestorem?

Ile z nich wie, co inwestora interesuje, jakie dane należy przygotować, co pokazać? Jak uwypuklić zalety danego terenu, a jak przekonać, że wady nie będą miały większego znaczenia?

Dzisiaj można inwestować wszędzie. Dla nas jednak istotne jest, żeby inwestycja, jeśli to tylko możliwe powstała na terenie miasta, a nie kilka metrów za jego granicami.

Oponentom pozostaje jeszcze jeden “mocny” argument – zwolnienia z podatku od nieruchomości. Zapominają, że z nieużytku praktycznie nie ma podatku, a tu kiedyś ten podatek się pojawi. Poza tym, ludzie dostają wynagrodzenie. 400 nowo zatrudnionych na strefie otrzymuje rocznie wynagrodzenie netto na rękę w wysokości ponad 10 mln złotych.  Jeżeli tylko 2/3 z nich mieszka w Złotoryi, to miasto z odpisu z podatku dochodowego otrzyma prawie 250 tys. zł.

Z firmami na strefie współpracują i pracują na ich rzecz złotoryjscy przedsiębiorcy…

Od jednego z lokalnych przedsiębiorców usłyszałem nie tak dawno, że przez te nowe firmy na strefie, to ludzie nie chcą u niego pracować na czarno… I to jest argument!

 

 

About Post Author

admin

Happy
Happy
0 %
Sad
Sad
0 %
Excited
Excited
0 %
Sleepy
Sleepy
0 %
Angry
Angry
0 %
Surprise
Surprise
0 %

Average Rating

5 Star
0%
4 Star
0%
3 Star
0%
2 Star
0%
1 Star
0%

2 thoughts on “Inwestor w teczce

    1. Nie przytoczę pytania, bo jest obraźliwe dla jednego z naszych przedsiębiorców. Sens jego generalnie jest taki, że w tej firmie pracuje 80% osób innej, niż polska narodowości. Kolejne kłamstwo – szerzone w Złotoryi. Tak się składa, że w przypadku tej firmy otrzymujemy listy zatrudnionych pracowników. Na około stu pracowników, może ze dwa nazwiska mogą należeć do obcokrajowców. Być może firma zatrudnia dodatkowo za pośrednictwem agencji pracy tymczasowej, ale trzon załogi stanowią Polacy i to mieszkańcy naszego Miasta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzedni post Tu jeszcze są zarośla
Następny post Odliczanie czas zacząć