Aleje gwiazd
Jadąc przez przez Polskę, zwłaszcza tę centralną, można pomyśleć, że wybory samorządowe już się odbyły, albo dopiero będą w jakiejś odległej przyszłości. Ale wystarczy wjechać do Złotoryi. Zza każdego rogu, z każdego miejsca: z ogrodzeń, tablic reklamowych, z lamp, z okien, z witryn sklepowych, z samochodów, a nawet przydrożnych rowów – spoglądają na nas kandydaci do wszystkich szczebli władzy samorządowej.
Jedni patrzą spod byka, inni zezują i obserwują nas takim trochę podejrzliwym wzrokiem, aż człowiek czuje się nieswojo. Jeszcze inni patrzą na nas z góry i za nic mają, że wiszą na walącym się budynku, albo w miejscu, na którym nikt nie pozwolił im tego uczynić.
Baneromania opanowała nasz mały wszechświat.
Przechadzając się złotoryjskimi alejami gwiazd, włącza mi się od razu kalkulator – ile to wszystko musiało kosztować? Zaraz potem odzywa się we mnie ekolog – ile to zaraz będzie odpadów? I to takich odpadów, które pewnie ze sto lat, albo i więcej będą się rozkładać. A ile energii trzeba było zużyć, żeby to wszystko wyprodukować, przywieźć, rozwiesić? A na koniec woła do mnie moje poszanowanie prawa: dlaczego tak wielu kandydatów za nic ma sobie reguły, przepisy, prawo własności? Wiesza banery i ustawia reklamy bez zgody właściciela i w miejscach, gdzie tego nie wolno robić?
Dlatego powinniśmy mocno uderzyć się w piersi – wszyscy bez wyjątku, bo kto jest bez winy, niech pierwszy zedrze swój baner lub plakat.
Jest jeszcze druga część tej informacji, która niektórym niezbyt się spodoba: banery nie wygrywają wyborów. Kto o tym zapomniał, gorzko się rozczaruje w niedzielny wieczór, no – może w poniedziałkowy poranek.
Average Rating