Świento prawda, tys prawda i…
Ktoś, kto ma dużo czasu i równie wiele determinacji, jest w stanie zbudować alternatywną rzeczywistość, swoistego matrixa, w którym panują zupełnie inne reguły niż w świecie realnym.
Jak mawiał ksiądz Józef Tischner: Są trzy prawdy: świento prawda, tys prawda i gówno prawda.
„Świento prawda” ma wymiar zero jedynkowy. To jak sygnał cyfrowy. Coś jest, albo czegoś nie ma – żadnych stanów pośrednich.
„Gówno prawda” to dokładne przeciwieństwo świętej prawdy i też ją można precyzyjne określić.
Ale „tys prawda”… To pole działania dla wszelkiej maści manipulantów lub osób o zwichrowanej osobowości. To jak sygnał analogowy, pełen szumów, niedomówień.
Ktoś, kto umiejętnie porusza się w tym obszarze, w zależności od audytorium, może uchodzić za piewcę prawdy objawionej lub skończonego kłamcę. Jeżeli jest dość inteligentny, może tak zagmatwać rzeczywistość, że ktoś, kto nie zna szczegółów, w najlepszym wypadku przestanie ufać jednej i drugiej stronie.
Taki właśnie mamy przypadek z jednym panem z miasta Łodzi, z którym nasze Miasto toczy spór w sądzie od wielu już lat. To jedna z tych spraw, które przejąłem po swoim poprzedniku. W tym jednak przypadku podzielam decyzję, która skierowała całą sprawę na drogę sądową. Nie wolno ulegać komuś, kto chce wymusić na nas nienależne mu pieniądze, posługując się przy tym manipulacją, półprawdamia, naciąganiem faktów do własnych potrzeb.
Można zrozumieć, że ktoś, kto z własnej winy popadł w tarapaty finansowe, odpowiedzialność będzie próbował przerzucić na innych: na nieuczciwych kontrahentów, albo jeszcze lepiej na magiczne instytucje.
To zupełnie naturalne, że gdy drogówka nas złapie na radar, będziemy się usprawiedliwiać, że droga prosta, a ograniczenie za duże, że się uwzięli i mogliby stać w bardziej niebezpiecznym miejscu, a w akcie desperacji zakwestionujemy, chociaż wiemy, że rzeczywiście jechaliśmy za szybko, legalność np. homologacji przyrządu do mierzenia prędkości.
Tu mamy dokładnie taką samą sytuację. Ktoś, kto nie wykonał zadania w terminie, warunki umowy zinterpretował po swojemu i w dodatku w znacznej części wykonał swoją pracę niechlujnie – ma teraz pretensję o to, że mając go serdecznie dość i na odczepnego, nie wypłacono mu całej kwoty, na którą opiewała umowa, tylko walczy się o prawa Miasta, prawa mieszkańców przed sądem.
Bezsprzeczne jest, że umowa nie została wykonana w terminie. Potwierdzają to fakty, dokumenty. Dzisiaj posługując się proceduralnymi sztuczkami próbuje się udowodnić przed sądem, że miasto powinno odebrać pracę, gdy nie była ukończona, że pracownicy Urzędu Miejskiego powinni zamknąć oczy i podpisać polecenie przelewu.
Bezsprzeczne jest, że wbrew umowie zostały wymienione, często dobre, drewniane parapety, na paździerzowe. I nie ma tu znaczenia, czy drewno to paździerz. Ważne jest, że wykonawca nie miał prawa tknąć tych parapetów bez wyraźnej zgody, a takiej nigdy nie otrzymał.
Bezsprzeczne jest, że w wielu lokalach okna zostały wstawione niechlujnie: nie trzymają pionu, parapety są krzywe albo nie wystają poza ścianę, ościeża potraktowane po macoszemu.
Bezsprzeczne jest również, że kary zawarte w umowie były drakońskie, ale taką umowę, bez żadnego przymusu wykonawca podpisał.
Bezsprzeczne jest wreszcie, że z niezrozumiałych dla mnie powodów, nie naliczono wykonawcy kary za niewłaściwe wykonanie umowy.
Skąd więc problem? Niestety na przełomie 2010/11 roku po stronie naszego Miasta zostały popełnione błędy natury formalnej, które dzisiaj są wykorzystywane przez powoda na jego korzyść.
Można to w pewien sposób porównać do sytuacji, gdybyśmy pozostawili samochód z kluczykami w środku ufając, że nikt nam go nie ukradnie, a mimo wszystko znalazłby się ktoś, kto zabierze nam wehikuł bez naszej zgody. Kradzież jednak pozostaje kradzieżą.
Nie chcę komentować wyroku sądu pierwszej instancji, ale trudno nie odnieść wrażenia, że przez sześć lat procesu pani sędzia pogubiła się. Ilość informacji, którymi była bombardowana, manipulowanie faktami, presja jaka była wywierana, również przez media i wielka determinacja strony powodowej spowodowały, że istota rzeczy umknęła sądowi z pola widzenia. Została wypaczona. Do tego doszła niezrozumiała dla mnie – laika w tej dziedzinie – pewna swoista gra pomiędzy osobami uczestniczącymi w tym swoistym przedstawieniu, gra w którą dał się wciągnąć sąd, choć nie powinien.
W pewien sposób podziwiam determinację osoby, która przez wiele lat walczy wszelkimi możliwymi sposobami z naszym Miastem, którego personifikacją jest były i obecny burmistrz.
Angażuje przy tym różne instytucje: prokuraturę, policję, media… Porusza całe spektrum problemów: strefa płatnego parkowania, budowa basenu, budowa stadionu… Trudno za każdym razem dementować i ustosunkowywać się do mnie lub bardziej bezsensownych ataków. Tym bardziej, że często operuje na granicy jawy i snu – faktów i mitów, prawdy i kłamstwa.
Każdy może pisać i uzewnętrzniać się w Internecie. Dziwić może tylko, że tak łatwo ludzie sfrustrowani, siejący jedynie zamęt są promowani przez media. A właściwie to mnie nie dziwi, ale to zupełnie inne kwestia, do opisania w przyszłości.
A oto próbka dokonań fachowców z Łodzi:
Average Rating